poniedziałek, 22 września 2008

Dywagacje na temat konieczności, decyzji i poranków


Jeszcze nigdy nie miałam tak dość wszystkiego, jak teraz. To jest taki moment w którym staję się nieobliczalna i wściekła, nieszczęśliwa i zdesperowana. Pierwsza szklanka ciśnięta o ścianę rozbija się z hukiem. Wrzask. Odejdę! Wyjadę, pójdę wszędzie, nawet pieszo, byle z dala stąd! Mogę mieszkać na dworcu, pod mostem, na ulicy, byle nie z Tobą! Nienawidzę tego domu, przez Ciebie! Bach! Biały talerz roztrzaskał się o podłogę. Jak w tamtą Wigilię, pamiętasz? Wybiłeś wszystkie szyby w drzwiach do mojego pokoju, a zamiast kolędy usłyszałam, że jestem dziwką. Przez Ciebie nienawidzę świąt! Czas na kolejną szklankę, celnie wymierzoną w szafę. Szkło pęka. Nienawidzę Cię, nienawidzę, nienawidzę! Nienawidzę wszystkiego, co jest Twoje, Twojego głosu, zapachu, powolnego przekręcania zamka w drzwiach, stukania kuli na schodach, Twojego spojrzenia, Twoich pieniędzy, Twojego pokoju, Twoich wyzwisk. Ubiorę płaszcz i wyjdę z małą walizką w ręce. Zabrałabym ze sobą kota, ale on źle znosi zimno. Niech dalej sika na Twój dywan, którego nienawidzę, i obdziera Twoje znienawidzone przeze mnie firanki i meble. Wszystko przez Ciebie straciło sens i resztki uroku. Moje życie, każdy kolejny dzień, które próbowałam uratować, szukając w nich małego chociażby promyka, chcąc spełnić jakieś marzenie, zaplułeś, zamazałeś, zdeptałeś, i za to Cię nienawidzę. Nienawidzę Cię za to, że nie mam rodziny, że nie mam prawdziwego domu, że każdy mój dzień jest taki sam, że niszczysz życie wszystkim, krzycząc, że to my zniszczyliśmy Twoje! Nienawidzę Cię za te łzy, za te tabletki, które przez Ciebie biorę, za każdy szloch i każdą bliznę, którą noszę na ciele, nienawidzę Cię. Za to, co ze mnie zrobiłeś, nienawidzę. I za to, że do końca życia będę pamiętać.

poniedziałek, 8 września 2008

W rowie z przyjacielem


Tęsknota naprawia niektóre błędy za nas.