
Pojawiają się w większości snów, jakie udaje mi się zapamiętać. Zawsze śpieszę się w nich, gubiąc na wielkich dworcach, sprawdzam rozkłady, albo idę po torach lub siedzę w dziwnych wagonach, które później okazują się wcale nie być pociągiem, a jakimś innym środkiem transportu. Nie wiem, dlaczego wciąż mi się śnią. Podobno mają być symbolem podróżowania przez życie wedle ściśle określonego rozkładu, ale pasuje to do mnie jak pięść do nosa. Może więc dlatego, że pociągi zawsze kojarzyły mi się z czymś przyjemnym, a dworcowa atmosfera była zapowiedzią wydarzeń, które urozmaicą w jakiś sposób moje życie, chociażby na krótką chwilę? Pamiętam, gdy jako dziecko jeździłam z babcią i dziadkiem na działkę. Pakowałam kolorowy plecak i ruszałam dziarsko na dworzec. Jechaliśmy przez lasy i wsie, latem, kiedy było gorąco, w pociągach podmiejskich nie zamykano drzwi, więc mogłam stać w przejściu między przedziałami i patrzeć na domy, drzewa i pola, a na peronie w Glinniku zawsze kupowaliśmy lody i szliśmy cztery kilometry do naszego domku nad stawem. Pamiętam też drogę na działkę prababci w Gałkówku; raz było tak gorąco, że asfalt topił się pod butami. Gdyby nie remont, gdzieś tam ciągle byłby odcisk moich sandałów, które nosiłam jako czterolatka. Może przez to do tej pory nie lubię samochodów, a od autobusów wolę tramwaje; lubię słyszeć szum torów, jednostajne stukanie, chowanie bagaży na półki. Parę razy jechałam w nocy, raz w trakcie burzy... Kiedyś nawet piętrowym - to dopiero była frajda. Z góry dużo dokładniej było widać morze.
Nie wiem, która podróż pociągiem była moją pierwszą "poważną", kiedy jechałam gdzieś sama. Zawsze towarzyszy temu dreszcz emocji; czy na pewno wsiadłam do właściwego? Czy rozpoznam swoją stację? A może zasnę i wysiądę dalej niż planowałam? Gdzie wtedy będę i czy uda mi się wrócić? Z prawie wszystkich podróży ciągle mam bilety - każdy z nich jest dla mnie pamiątką, wywołuje lawinę wspomnień, są jak sznurki, na końcu których czekają mnie ludzie, do których tęsknię, do których mam tak daleko, od których dzielą mnie tory i do których wiozą mnie pociągi. Lwia część prowadzi na południe - kierunek: Zawiercie, kierunek: Katowice. Pociągi pozwalają mi uciec. Zamykam się w pustym przedziale, siadam przy oknie i czuję, że na chwilę mogę zostawić za sobą cały mój świat, całe moje życie, żeby od niego odjechać po torach w dal, ku zapomnieniu.