
Rozkładane krzesło, hałasując niemożliwie, wypada z rąk, uderzając o nieodkurzoną, czarną podłogę. Blask światła razi w oczy, gładzisz jasne, długie warkocze, udając, że czujesz coś do osoby, która siedzi obok. I ta niewiedza, że wszystko co się robi, wkrótce będzie jedynie połową tego, co powinno się robić; i ta nieświadomość, że to udawane uczucie wkrótce ma naprawdę zapłonąć w sercu i zgasnąć, kiedy nadejdzie koniec.
M m m m m m m m m. Mma, mme, mmy, mmo, mmu.
Spod czarnego, cienkiego materiału elektryzującego włosy, widać tylko blade światła latarni i zarysy ludzkich głów nagromadzonych wokół. Czy padał wtedy śnieg? Chłód grudniowy wdzierał się pod szaty jak woda, chlupotanie pod butami, ostrożne kroki po wilgotnych i śliskich kubikach.
"Zjedz kata! Kto pozwolił ci dziadu, witać mię, jak brata?"
Nurzać się pośród stron maszynopisu do znudzenia. Palce brudne od białej farby zaplatają ogromną pajęczynę pod sufitem, nierówną i ze sznurka. Dziewięć światełek w ciemności, krzyki naiwne i infantylne pośród cieni. Co widzieli przez maskę nałożoną na twarz? Czarne jak węgiel smugi pod oczami, usta skrzywione w grymasie? Dzień za dniem ten sam danse macabre, w rytm nut wyniosłych i rytmu podniosłego.
"W moim domu za kominem Baba Jaga sobie mieszka, jest maleńka jak guziczek i w łupinie śpi orzeszka."
Prr, brr, trr, drr, czrr, dżrr, ćrr, dźrr, krr, grr.
Zieleń ławki tak cicho wchłaniała każdą łzę, jak trawa porastająca łąkę wczesną wiosną, przygotowana na pierwszą ciepłą ulewę. Lakierowane drewno przyjmowało z godnością każdy ciężar, unosząc go na swych barkach. Odgłos projektora, dłonie wyświetlane na twarzach i twarze na dłoniach. Drżenie palców, drżenie głosu, nóg drżenie, kiedy krążyło się wokół niej w szale, w cierpieniu, w radosnym uniesieniu. Słowa wypowiedziane z oddali przebijają się przez płot smyczków, wygrywających najsmutniejszą melodię świata. Ale tyle to miało stron jasnych, co słońce promieni; każda podróż, każde dobre słowo, było jak odważnik na unoszącej się wysoko w górze szalce, by w końcu zrównać się z tą, na której ciążył cały ten ból i trud.
"Siedzę. Czekam na zachód słońca."
Aaooeeiiuuyy. Aaooeeiiuuyy.
Jak to jest próbować przedrzeć się do odpowiedzi na wszystkie pytania, które się sobie zadawało przez całe życie? Mieć świadomość, że jedyne co cię od nich oddzielało, to warstwa szarego, pogniecionego papieru? Zawód jest ogromny, kiedy okazuje się, że pod spodem jest jeszcze jedna, ale to nic nie szkodzi, w końcu to tylko papier. Nic nie szkodzi... z początku. Cios spada tak nagle, że nie wiesz nawet, czy to aby nie sen, nocna mara, która przychodzi zawsze o tej samej porze, zgodnie z zegarkiem, co do sekundy. Jak długo trzeba biec ku swemu przeznaczeniu, w górę po schodach, kiedy winda okazuje się być zepsuta? Czy pan wie? Pan, któremu krew spływa po odzieniu z bawełny, ta sama, którą rozchlapałam po ludzkich twarzach, ta sama, która była jednocześnie moimi łzami?
"Poczekaj na mnie tam, gdzie idą wszystkie grzeczne gąsieniczki."
Pta-tpa, pte-tpe, pty-tpy, pti-tpi, pto-tpo, ptu-tpu.
Szelest kartek rozrzuconych po podłodze, mnogość ich, a na każdym jak palec oskarżycielsko wyciągnięty w stronę patrzącego napis "JA", niczym lustro, bo widzisz w nich siebie, w tych białych kawałkach papieru, pociętych nierówno. Niezapomniane uczucie, wsunąć ramię w rękaw podartego płaszcza, w to obce ciepło, które naraz staje się własnym chłodem, bo oto już ręka nie jest wcale twoja. Biały kwiat wśród dźwięków ponurych i dramatycznych jest jak pióro rzucone do skrzyni pordzewiałych gwoździ. Stopa za stopą w cichutkim, nieśmiałym tańcu, gdzie nie mężczyzna, ani też kobieta grają pierwsze skrzypce, a ten nieszczęsny, krzywy, pomarańczowy księżyc, wznoszony za każdym razem niczym insygnium władzy, berło artefaktyczne.
"Wiesz, z czym mi się kojarzy miłość?"
Z teatrem mi się kojarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz