środa, 28 maja 2008

Życie erotyczne gołębi


Dopiero przez łzy człowiek widzi świat wyraźnie. To, jak wiele stracił, jak wiele błędów popełnił i jak wielu rzeczom zawinił w tak krótkim czasie. Zawsze myślałam, że stracenie paru bliższych sercu osób na raz jest niemożliwe. Bo życie nie jest aż tak, kurwa, perfidne. A jednak... Wiem, że w tym na pewno jest sporo mojej winy, choć nie do końca zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłam. Oni pewnie też nie umieliby mi odpowiedzieć. Dlaczego nie umiem pierwsza wyciągnąć ręki po tych długich tygodniach ciszy, ignorowania się nawzajem, olewania, milczenia... ze strachu? Przed tym, co mogę usłyszeć, przed tym, co może się wydarzyć? Przed wyrokami, jakie wyda na mnie życie? Każdy dzień mija mi w przeświadczeniu, że On kiedyś zwyczajnie zadzwoni późnym wieczorem, powie tonem Szarmanckiego Łosia "dobry wieczór", wyjdziemy na spacer, nazwie mnie głupią dupą, powie, że mnie kocha, i tysiące innych rzeczy. Trwam w oczekiwaniu na ten moment, choć wiem, że nie nastąpi. Wolę się okłamywać, niż... no właśnie... niż?...

poniedziałek, 26 maja 2008

W rowie niepamięci


Pomiędzy płatkami zeschniętych róż skryłam zasuszone wspomnienia, złożone w kostkę tak drobną, że przypominają drobinki kurzu. Myślę, że kiedy będę chciała na dobre pozbyć się przeszłości ze swojej głowy, wszystkie kwiaty stanęłyby w płomieniach, tańcząc danse macabre w czerwonych światłach dzikich ogników wraz z pamiętnikami, usianymi gęsto literami, splotami słów i zdań bez znaczeń, pełnymi tajemnic i plam brudu kłamstw, goryczy, nienawiści. Zaraz za nimi olśniewające piruety wykonałyby w rozgrzanym powietrzu pełnym iskier setki fotografii, a twarze uwiecznione na nich wykrzywiłyby się w grymasie rozczarowania, bólu, może złości. A na koniec... zdarłabym z siebie skórę, wyrwała wszystkie włosy i oblała popiół krwią, aby zapomnieć, aby wszystko na mnie przestało przypominać, żeby wszystko zniknęło, wszystko minęło...
Chciałabym dostać świeże kwiaty. Kupić nowy zeszyt i zapisać wszystkie strony nowym piórem, z niebieskim, nie czarnym atramentem. Chciałabym wziąć do ręki nowy aparat i zrobić setki nowych zdjęć. Chciałabym, żeby obrosła mnie nowa skóra, delikatnie i pięknie jak bluszcz na pniu starego drzewa, tchnąc w nie życie i urok. Żeby urosły mi nowe włosy, cienkie i jasne, przelewające się przez palce jak woda. I żebym zamiast krwi miała... deszczówkę. Słoną. Z każdym uderzeniem serca świeży, ciepły deszcz obmywałby mnie z brudów. Aż stanę się przeźroczysta...

sobota, 24 maja 2008

W rowie z jaskółką


Pamiętam, że kilka lat temu latem też nie mogłam spać. Dniało już, znajomy ptasi pisk wpłynął do mojego pokoju przez otwarte na oścież okna. Nastawał świt, ich pora dnia. Maleńkie ptasie serduszka zaczynały bić coraz szybciej, kiedy paciorkowatymi oczami rozglądały się po pustej, liliowo-różowej przestrzeni budzącego się nieba. Poczucie wolności rozdzierało ich gardła szczęśliwym, kwilącym wrzaskiem, który roznosił się między domami. Nie poruszały skrzydłami, choć na zewnątrz nie było wiatru. To radość unosiła je wysoko, w obłoki, z prędkością trudną do opanowania. Kiedy jedno z tych szarych stworzeń wleciało przypadkiem do mojego pokoju, leżąc przerażone na podłodze, ujęłam je w ręce, czując pod palcami tylko puch, cienkie jak papier lotki na kruchych skrzydłach, drobniutkie pazurki, które zaczepiły mi się w skórę, i bicie serca tęskniącego za wolnością. Nie bój się, moje dłonie nie będą dla Ciebie więzieniem. Gdyby zamknąć Cię w klatce, cierpiałybyśmy obie. Istoty takie jak ty mają swój dom w podniebnych pałacach, wietrznych świątyniach, tunelach słonecznych, a kiedy się zmęczą, opadają na dywany chmur.
W ich czarnych, maleńkich jak paciorki różańca oczach odbija się tyle emocji. Ich pisk mnie uspokaja. Wtedy wiem, że żyję, że nie jestem pod ziemią, że gdzieś blisko jest niebo, chmury, przestrzeń, powietrze, wolność.