
Pamiętam, że kilka lat temu latem też nie mogłam spać. Dniało już, znajomy ptasi pisk wpłynął do mojego pokoju przez otwarte na oścież okna. Nastawał świt, ich pora dnia. Maleńkie ptasie serduszka zaczynały bić coraz szybciej, kiedy paciorkowatymi oczami rozglądały się po pustej, liliowo-różowej przestrzeni budzącego się nieba. Poczucie wolności rozdzierało ich gardła szczęśliwym, kwilącym wrzaskiem, który roznosił się między domami. Nie poruszały skrzydłami, choć na zewnątrz nie było wiatru. To radość unosiła je wysoko, w obłoki, z prędkością trudną do opanowania. Kiedy jedno z tych szarych stworzeń wleciało przypadkiem do mojego pokoju, leżąc przerażone na podłodze, ujęłam je w ręce, czując pod palcami tylko puch, cienkie jak papier lotki na kruchych skrzydłach, drobniutkie pazurki, które zaczepiły mi się w skórę, i bicie serca tęskniącego za wolnością. Nie bój się, moje dłonie nie będą dla Ciebie więzieniem. Gdyby zamknąć Cię w klatce, cierpiałybyśmy obie. Istoty takie jak ty mają swój dom w podniebnych pałacach, wietrznych świątyniach, tunelach słonecznych, a kiedy się zmęczą, opadają na dywany chmur.
W ich czarnych, maleńkich jak paciorki różańca oczach odbija się tyle emocji. Ich pisk mnie uspokaja. Wtedy wiem, że żyję, że nie jestem pod ziemią, że gdzieś blisko jest niebo, chmury, przestrzeń, powietrze, wolność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz