sobota, 23 sierpnia 2008

Kłębek myśli I


Po klatce schodowej krążą demony, strach otworzyć okno, gdy ciemność nastaje, zaczyna się koncert lęków i żali, zasłonami szczelnie opatul wszystkie szyby, przez które mogą Cię dostrzec, przez które mogą Cię wyczuć, odnaleźć i zamęczyć. Niech oczy będą spokojne za murem Twoich dłoni, powieki niech klęczą pokornie aż do nastania świtu. Blask słońca osiądzie na rzęsach, zniszczy balustradę między Tobą a światem. I zaczniesz oddychać, stojąc w oknie, bo dom Twój zaśmiergnął już od bólu i złości, i przestaniesz być sfrustrowanym desperatem, kiedy poczujesz rześkie powietrze poranka, łapiąc łzy w palce i obracając nimi w świetle, patrząc, jak kryształowe się stają, jak nabierają koloru. A kiedy je wypuścisz, rozłożą skrzydła i polecą, kruche jak motyle, próbując utrzymać się na wietrze wiejącym już w Twoją stronę. Zawsze w twarz, nigdy w plecy.

wtorek, 19 sierpnia 2008

W rowie z biletem w jedną stronę


Wszystko mi leci przez ręce, maliny, kubek z kawą, ołówek, czas, życie, emocje. A zderzenie każdego z nich z podłogą wywołuje huk tak ogromny, że nie mogę nie zabluźnić, nie mogę nie zacisnąć oczu, nie mogę nie wziąć kilku głębszych oddechów. Palce się trzęsą. Taki dziwny bezwład w dłoniach.
Kiedy wracasz na swoje miejsce i czujesz się oderwany od rzeczywistości to znak, że ów miejsce przestało być Twoje. A może właściwie nigdy nie było. W każdym razie jest teraz mniej Twoje, niż wcześniej. Chciałabym już stąd uciec. Spalić za sobą kilka mostów. Zostawić tylko wąską kładkę nad strumieniem, aby móc czasami wracać ze świata magii i marzeń do krainy śpiewających jaskółek i zapachu jaśminowych świec. Z ciszy w szmery, ze słodyczy w gorycz, z szarości w czerń. Pobalansować tak po linie własnego sentymentalizmu.

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

W rowie z siódmą stroną


Nie wiem, jakim cudem w moim domu, z którego wyrzuca się wszystko, co przypomina o przeszłości, ocalał mój pamiętnik. Nie, żaden dziennik, a pamiętnik małej siedmiolatki- wiecie, kolorowa okładka z roześmianą dziewczyną, a w środku pokryte delikatnym nadrukiem kartki, błyszczące naklejki ze zwierzątkami, i mnóstwo wpisów zaczynających się od "Ku pamięci!", a kończących się "Dla ulubionej koleżanki", z datą sięgającą nawet 1996 roku. Notesik ledwo żyje, ma pęknięty grzbiet i wypadające strony, ale dla mnie jest bardzo cenny.
Kleryk Adam z Rapczyc, "Dusza, która zaufa Mojemu Miłosierdziu, jest najszczęśliwsza, bo Ja sam mam o nią staranie. Obdarzam ją swoim zaufaniem i daję jej wszystko, o co prosi" (Słowa Jezusa do św. Faustyny) - Życzę Ci, abyś całkowicie zaufała Bożemu Miłosierdziu. Pamiętam tamtą preoazę Światło-Życie. Jednego dnia grupa chłopaków z klerykiem na czele weszli na obiad spóźnieni 20 minut, bez koszulek, umazani jagodami... A co się stało z tym Bożym Miłosierdziem, któremu miałam zaufać? Sama nie wiem... Zabrakło siły, wytrwałości? Może tak mi było łatwiej?
Mimo życzeń mamy, wpisanych gdzieś po środku pamiętnika:
"Róża jest piękna, lecz kole
Koląc zadaje nam rany
Bądź tak jak ona, świeża i kwitnąca
Lecz nie kol, nie więdnij jak ona"

- też się nie udało. Może faktycznie mam coś z róży. Roztaczam słodki zapach, ale kłuję, kiedy się mnie dotknie, ranię w dłonie podczas próby zerwania, a jak już się mnie wstawi w wazon, to więdnę... Taka metafora mojej miłości? Chcę to zmienić.
"Czyń dobro i rzucaj je w głębie morza", napisała animatorka preoazowa, Gosia, "Jeśli ludzie nie zobaczą, zobaczy je Bóg. Pamiętaj, Bóg Cię kocha!" Zapomniałam. Może dlatego, że za mało wrzuciłam od siebie w morską toń. Może dlatego, że to wcale nie było dobre. Może dlatego, że on nigdy nie chciał patrzeć akurat wtedy, kiedy ja chciałam.
6. kwietnia 1997 roku.
"Dla Madzi
Madziu, pamiętaj, życie jest piękne, lecz czasami ludzie szkodzą sobie sami.
Kochanej córce, tata- Tomek."

Dopiero teraz, po latach, dopiero teraz, po jego samobójczej śmierci, dopiero teraz, po tym wszystkim, co mi się przytrafiło... rozumiem. Coś we mnie siedzi w środku i płacze, za każdym razem, kiedy to czytam. Oczy biegają po całej kartce, próbując wywabić z niej coś jeszcze. Ale nic nie ma, same fakty, ku pamięci.

sobota, 9 sierpnia 2008

Dywagacje na temat okruchów, skalnych i człowieczeństwa


Zawsze chciałam wierzyć, że w moim życiu są ludzie-kamienie, i jeśli ja byłabym rzeką, to oni stanowiliby granicę między mną a ziemią. I chodź wszyscy zawsze powtarzali mi, że jestem silna, że ze wszystkim daję sobie radę i umiem się wziąć z życiem za bary, to jednak zawsze znalazł się ktoś, kto powiedział "gówno prawda, Tobie trzeba pomóc", i miał rację. Ludzie-kamienie oddzielali mnie od dna, układali tamy, żeby mnie chronić, bądź wręcz przeciwnie- dawać pewnego rodzaju odskocznię, aby móc się oderwać od rzeczywistości. Jednak po jakimś czasie okazało się, że żaden człowiek nie jest kamieniem, nie może nim być. Każdy z tych ludzi to część rzeki, stanowi osobny nurt, i ze swojej stałości traci właściwie wszystko.
Gorzej, jak takim kamieniem dostanę w łeb. Jeszcze gorzej, jak w plecy.
Jednak w niektórych wypadkach to ja staję się wtedy takim kamieniem. Stałym, niezmiennym. I niezmiennie, stale wybaczam, choć nie zapominam. Za to ich kamienne trwanie w moim życiu.