
Po klatce schodowej krążą demony, strach otworzyć okno, gdy ciemność nastaje, zaczyna się koncert lęków i żali, zasłonami szczelnie opatul wszystkie szyby, przez które mogą Cię dostrzec, przez które mogą Cię wyczuć, odnaleźć i zamęczyć. Niech oczy będą spokojne za murem Twoich dłoni, powieki niech klęczą pokornie aż do nastania świtu. Blask słońca osiądzie na rzęsach, zniszczy balustradę między Tobą a światem. I zaczniesz oddychać, stojąc w oknie, bo dom Twój zaśmiergnął już od bólu i złości, i przestaniesz być sfrustrowanym desperatem, kiedy poczujesz rześkie powietrze poranka, łapiąc łzy w palce i obracając nimi w świetle, patrząc, jak kryształowe się stają, jak nabierają koloru. A kiedy je wypuścisz, rozłożą skrzydła i polecą, kruche jak motyle, próbując utrzymać się na wietrze wiejącym już w Twoją stronę. Zawsze w twarz, nigdy w plecy.
1 komentarz:
Nawet wiatr wiejący w twarz może być dobry ... można złapać go w swoje skrzydła i odlecieć z dala od trosk miejsca w którym się żyje ... można cieszyć się jego rześkim zapachem ... zawsze są jakieś dobre strony złych rzeczy ;)
Don't worry, be happy!
// Huuuuugz!
Prześlij komentarz