wtorek, 19 sierpnia 2008

W rowie z biletem w jedną stronę


Wszystko mi leci przez ręce, maliny, kubek z kawą, ołówek, czas, życie, emocje. A zderzenie każdego z nich z podłogą wywołuje huk tak ogromny, że nie mogę nie zabluźnić, nie mogę nie zacisnąć oczu, nie mogę nie wziąć kilku głębszych oddechów. Palce się trzęsą. Taki dziwny bezwład w dłoniach.
Kiedy wracasz na swoje miejsce i czujesz się oderwany od rzeczywistości to znak, że ów miejsce przestało być Twoje. A może właściwie nigdy nie było. W każdym razie jest teraz mniej Twoje, niż wcześniej. Chciałabym już stąd uciec. Spalić za sobą kilka mostów. Zostawić tylko wąską kładkę nad strumieniem, aby móc czasami wracać ze świata magii i marzeń do krainy śpiewających jaskółek i zapachu jaśminowych świec. Z ciszy w szmery, ze słodyczy w gorycz, z szarości w czerń. Pobalansować tak po linie własnego sentymentalizmu.

Brak komentarzy: