piątek, 11 grudnia 2009

W rowie z żaluzją


- Wiesz, tajemnicza jesteś.
- A czemu tak twierdzisz?
- Bo choćbyś była i otwarta - to i tak dużo zostawiasz dla siebie. Albo inaczej - ja też nie otwieram się zawsze ze wszystkim, tylko ukrywam ukrycie. A Ty nie, dlatego jesteś tajemnicza, a na pewno bardziej ode mnie.
- Nadal nie czaję.

poniedziałek, 30 listopada 2009

Dywagacje o zimie


Przez całe życie jesteśmy sami jak palec. Tak cholernie samotni, do pierwszej krwi, do bólu, do krwi ostatniej. Jesteśmy biedni i wygłodzeni, bo szczęście i ciepło są naszym pokarmem, a my błądzimy w chłodzie, wpadając w lodowate zaspy złudzeń i tęsknoty, często po pas, po szyję, lub tak, że zasłaniają nas całkowicie. Kostniejemy tam, i zamiast próbować odnaleźć wyjście w górze, kopiemy kilometry podziemnych tuneli, w których krążymy jak krety o zamarzniętych sercach.

sobota, 21 listopada 2009

Dywagacje o listopadzie


Kolejny dzień mogę spędzić co najwyżej na dywagowaniu o tym, jaki ten listopad jest przechujowy, i jak bardzo mam go dość. Ale tak naprawdę. Niech on się już skończy, niech zabiera ze sobą to pasmo nieszczęść, którymi wije nam gniazdko, i wypierdala.
Nie wszyscy jednak chcą ze mną pobluźnić na listopad. Niektórzy owszem, biorą w akcji czynny udział, inni mają na to wyjebane. Nie szkodzi. Mam dużo kamieni, którymi rzucam w jedenastą mendę, któryś może przypadkiem zboczyć z trasy. I nie będzie mi wcale przykro.

środa, 11 listopada 2009

Dywagacje o życiu-szmacie


Woman, how do you feel?
It looks like your gonna cry,
Is everything alright?
Are your days
Dropping you in a hole
No signals no signs
No reasons or rhymes
And just when you thought you'd be down on your knees
I'll say baby come with me please
And we'll just
Fly away

poniedziałek, 26 października 2009

Życie erotyczne sikorki bogatki


Łzy umilające wieczory nigdy jeszcze nie były tak przyjemnie słone, a powód do płaczu tak słodki. Dobrze mi, spokojnie, bezpiecznie i niebiesko. Móc się tak zawiesić w przestrzeni między mijającym wieczorem a nadchodzącym porankiem, żeby czas na te chwile zwalniał bieg, albo i zatrzymywał się na dobre. Bezgraniczne zaufanie pod powieką i w wąskiej przestrzeni na styku dwóch dłoni, rozpływające się po skórze, nie mija. I tak to już jest.

poniedziałek, 12 października 2009

Dywagacje o nabojach i motylach


Mój parapet jest grobowcem dla zmarzniętych pszczół i much, każdego dnia pojawia się na nim kolejna, jak na przystanku w drodze do jesiennej śmierci. Pełza leniwa i ślepa, próbując schować się przed zimnym wiatrem, który i tak poniesie ją dalej, ku bezwładowi i nieświadomości.

Leave me out with the waste
This is not what I do
It's the wrong kind of place
To be thinking of you


Tęsknota za porannym napięciem, zapachem acetonu, poczuciem tryumfu, małymi zwycięstwami, znowu nabiera kształtu. Coraz wyraźniejsza, ociera się o mnie na wysokości kolan jak kot, bury i wyjątkowo wychudzony.

Is that alright? Yeah.
Give my gun away when it's loaded
Is that alright? Yeah.
If you don't shoot it how am I supposed to hold it?


Tak wiele rzeczy zaczynam rozumieć tej jesieni, nawet wbrew sobie i temu co układałam we własnej głowie przez lata. Zakopać się w brudnych, mokrych liściach, i zgnić tam między nimi a warstwą ziemi, obojętną na dotyk i słowa. To wszystko prawda, sama prawda, że poniżej pewnego poziomu życia wytwarza się w człowieku coś w rodzaju fatalistycznego przywiązania do swojej doli, coś w rodzaju gorzkiego doświadczenia, że każda zmiana może być tylko zmianą na gorsze. Ale ja nie chcę na gorsze.

It's a small crime
And I've got no excuse

niedziela, 6 września 2009

Życie erotyczne kusochwostki rdzawoskrzydłej


Are you really here or am I dreaming
I can’t tell dreams from truth
for it’s been so long since I have seen you
I can hardly remember your face anymore

When I get really lonely
and the distance causes our only silence
I think of you smiling
with pride in your eyes a lover that sighs

If you want me satisfy me, if you want me satisfy me

Are you really sure that you’d believe me
when others say I lie
I wonder if you could ever despise me
when you know I really try
to be a better one to satisfy you
For you’re everything to me
and I’ll do what you ask me
if you’ll let me be, free

If you want me satisfy me, if you want me satisfy me

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Dywagacje o czasie


Żyjesz w świecie pełnym lęku, między lęki chowasz głowę, lęk łapiesz pod ramię w chwilach zwątpienia, i z lękiem idziesz w parze przez kolejne dni. Lęk Ci wyznacza ścieżki i lęk rozmazuje te, które już minęłaś, zasypiasz otulona w lęki i budzisz się z lękami na powiekach. To lękiem kichasz i płaczesz, rękaw jest Ci lękiem i chusteczka tak samo. Kolejne strony lęków przewracasz powoli, chcąc przekartkować je i dobrnąć do końca.
A w tym całym lęku jest mnóstwo zagubienia, i masz wrażenie, że każdym oddechem, słowem, spojrzeniem, ranisz innych. Batuta, którą próbowałaś dyrygować, mogła okazać się ostrzem noża. Może kiedyś się dowiesz, jak było naprawdę.
To jest taki moment, w którym dzieje się zbyt wiele rzeczy na raz, by nad każdą móc przysiąść i zastanowić się na spokojnie nad podjęciem najwłaściwszych kroków. Raz słono, raz słodko, raz gorzko. Mieszanina smaków przyprawiająca o mdłości, takie do zrzygania. I na samym środku srebrnej tacy ja, element kwaśny i nie do przełknięcia.
Być może jest to odpowiednia pora, by podwinąć ogon i pogodzić się z tym, co los zgotował, popłynąć z prądem, z całą resztą tego syfu, a nie tkwić po łokcie w miejscu tylko i wyłącznie z powodu upartej natury. Może czas najwyższy zrozumieć, że nie można dostać jak na dłoni czegoś, na co się nie zapracowało, i każdą porażkę przyjmować z pokorą. Do jak wielu elementów życia mogłabym się odnieść przy użyciu tych słów? Zdecydowanie zbyt wielu, tyle było tych moich rzek, które próbowałam zawrócić wedle własnego widzimisię. Z żadną się nie udało, przegrałam. Jestem wielkim przegranym.

sobota, 18 lipca 2009

Dywagacje o nieznanym


Jakie to dziwne uczucie, pękające serce.

czwartek, 16 lipca 2009

Życie erotyczne raniuszka


"Zimą, z nastaniem silnych mrozów, raniuszki głodują, zwłaszcza kiedy gałązki okryte są pancerzem lodu."

Mróz.

Po przyznaniu się przed samą sobą do rzeczy, o których nie chciałam w ogóle myśleć, pokornie kiwnęłam głową i przestałam o nich myśleć na nowo, jednak w inny sposób. Nie będzie już wspominania, patrzenia na drugą, odwracania głowy na czwartą lub dziesiątą, w zależności czy wychodzę z domu czy do niego wracam, nie będzie oglądania zdjęć ani czytania rozmów, po których płakałam, przechodząc płynnie ze śmiechu w stan kompletnej rozpaczy, nie będzie zapachu jaśminu nocą ani "Do kołyski", sączącej się zza drzew spod oświetlonego słabo dachu ceglanego domu. Nie będzie. Nigdy już nie będzie, a im częściej sobie to powtarzam, tym bardziej zaczynam w to wierzyć, łamiąc własnego ducha, uginając go jak trzcinę na wietrze.

Gałązka.

Ciężko mi opisać słowami ten żal, z jakim moje serce zostawia kolejne ślady pazurzastych łap na grubej ścianie postanowień. To nie agresywne gesty, trąci od nich tylko rozpaczą i błaganiem. Słowa wyrywają się same, przeplatają przez palce uchwycone mocno w ostatniej chwili, zamierają w bezdechu. Gorycz sączy się niczym krew spod paznokci, obgryzionych bezlitośnie przy użyciu szczęk ostrożności, a na każdym z pożółkłych siekaczy wyryte jest słowo "nauczka". Ile można uczyć się na błędach?

Lód.

Zimą, z nastaniem silnych mrozów, raniuszki głodują, zwłaszcza kiedy... gałązki okryte są pancerzem lodu...

sobota, 13 czerwca 2009

Kłębek myśli IX


"(...) dymię oddechem - wiem

jesteś nieprzyzwyczajony
do zapachu acetonu"

poniedziałek, 1 czerwca 2009

Kłębek myśli VIII


Współczuję Ci kobiet. Wcale się nie dziwię, że wolisz oglądać mecze, niż nieambitne filmy o miłości. Wszędzie nas tym atakują, w książkach, w reklamach, pokazują, jak to fajnie jest być z kimś, dzielić z nim każdą chwilę szczęścia i smutku. I większość kobiet w to wierzy, zapatrzone w nieistniejące ideały.
Muszę Ci coś wyznać. Za każdym razem, kiedy mamy się spotkać, robi mi się niedobrze. Jedni mówią na to "motylki w żołądku", ale jak dla mnie to jest zwykła potrzeba natychmiastowego wyrzygania się, kiedy tylko pomyślę, że z każdą chwilą cały mechanizm zaangażowania i odpowiedzialności rozpędza się coraz bardziej. Jeżeli to są te motylki, to ja mam w dupie takie motylki. Prosty wniosek - miłość kojarzy mi się z przewlekłym nieżytem żołądka. Po co pchać się w coś takiego? To trochę tak, jakby się zdecydować: "Tak, chcę mieć sraczkę przez trzy miesiące!"
Po co się wiązać, skoro nie zawsze mam ochotę mieć Cię przy sobie? Nie mam ochoty spędzać z Tobą każdego dnia, ciągle na Ciebie patrzeć? Że niby jestem egoistką? Nie, wręcz przeciwinie, tu wcale nie chodzi o mnie, tylko o Ciebie. O osobę na drugim końcu smyczy- z uczuciami, mózgiem i całą resztą tego ścierwa. Jak ja mam być odpowiedzialna za kogoś, skoro nie umiem być odpowiedzialna za siebie samą? Zastanawiałeś się nad tym? Wiesz że te dwa słowa, stabilizacja i miłość, to wcale nie jest dla mnie cel? Bo stabilizację i miłość pokazują filmy, dla mnie to jest smycz i sraczka. Wcale nie chcę tego osiągnąć. Kiedy minie etap poszukiwania, wycofuję się, bo nie chcę więcej. I w zasadzie czemu takie poszukiwanie miałoby być złe? Może dlatego, że wydaje się płytkie, że śmierdzi samotnością? To nieprawda. Bo skąd wiesz, może zabawa w dom wcale mi się nie spodoba? Nie pozostaje nic innego jak sprawdzić, czy mam rację, prawda? Ale wtedy będziemy już na takiej krótkiej smyczy... oboje obsrani po uszy.

("Panie, kup pan czosnek", 2009)

piątek, 8 maja 2009

W rowie z wiosną


Dobrze jest się obudzić po ciągu dni beznadziejnie męczących i paskudnych z uśmiechem, słysząc te znajome piski, ginące echem ponad dachami. Ciche gwizdanie, miękko przerywające spokój poranka, jak ciepłe błyskawice, czarne smugi na upstrzonym chmurami niebie.
Że jedna jaskółka nie czyni wiosny, wiadomo, ale było ich kilka, każda szybowała w swoją stronę, kreśląc nad moją głową tajemnicze symbole i wyśpiewując słowo "wolność" na tysiące sposobów.

piątek, 24 kwietnia 2009

Kłębek myśli VII


"- Zawsze lubiłem widok oceanu. Przechadzać się brzegiem. Usiąść i słuchać go. Teraz już mi na tym nie zależy.
- To... żadna pociecha.
- Co teraz zrobisz? Spróbujesz znowu w filmie?
- Nie. Nigdy by mi się to nie udało. A nawet jeśli, to i tak skończyłoby się tak samo. Ten cały przeklęty świat jest jak casting do filmu. Wszystkie role zostały już obsadzone przed naszym przyjściem.
- Rozumiem Cię. Doskonale Cię rozumiem.
- Naprawdę?
- Co zamierzasz?
- Wysiąść z tej karuzeli. Mam już dość tego obrzydlistwa.
- Jakiego obrzydlistwa?
- Życia. I nie praw mi wiosennych kazań..."

They shoot horses, don't they?

sobota, 18 kwietnia 2009

Życie erotyczne czapli siwej


Tygodnie ciszy, ignorowania się nawzajem, olewania i milczenia pora zamienić na lata. Niby nie powinnam się tym przejmować. Niby nie powinno mnie to wzruszać, irytować, smucić, doprowadzać do łez, przywoływać miłe wspomnienia do głowy. Nie powinno, bo taka właśnie jestem. A jednak. Jednak przejmuję się tym, a irytacja pojawia się na przemian ze smutkiem, kiedy myślę o tym, co było. Może dlatego, że to pierwsza taka strata w moim życiu, że nareszcie zobaczyłam, jak to jest być po tej drugiej stronie, kiedy ktoś wystawia mnie do wiatru, podczas gdy wcześniej to zawsze ja wystawiałam innych.
Wciąż tak samo dumna, choć życie zaczęło mną chwiać coraz mocniej, nie ugnę się. Może tak miało być.

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

W rowie z autentycznością


"W naszym świecie, tak chwalącym autentyczność, nikt nie uznaje żadnej autentyczności. Autentyczność, doprawdy. Głosimy słodko, że należy być sobą, ale przytomnie zajmujemy się wymyślaniem sposobów, by sprawić wrażenie lepszych, niż jesteśmy. A jeśli ktoś okazuje się tak naiwny, by faktycznie być sobą, patrzymy na niego z pogardą."

To po co być sobą, skoro to idiotyczne. Skoro wtedy nie zyskam niczyjej sympatii.
To po co być sobą, obdzierać się do swojej prawdziwej natury, ściągać przykrywki pogodnej i ciepłej dla prawdziwej twarzy pełnej smutku i potrzeby bliskości, skoro to nie jest to, co chcą widzieć inni?
To po co być sobą, chcieć zrobić coś naprawdę, powiedzieć coś naprawdę, skoro zostanę wyśmiana, zrugana, trzaśnięta w twarz, bo to nie jest to, czego chcą inni, czego oczekują inni?

Powtarzam sobie, bądź tym, kim chciałabyś być, udawaj lepszą, mądrzejszą, ładniejszą, bardziej cyniczną i ironiczną, bo to ostatnio modne i niby świadczy o inteligencji, fajniejszą, bardziej lubianą. Bo tak jest wygodniej, z tarczą przed sobą, żeby świat z Ciebie nie kpił, ba, żeby Ci najbliżsi Tobie ludzie z Ciebie nie kpili! Bo bez tej tarczy jesteś nikim, zerem, śmieciem niewartym uwagi. Osobą, która ma nienormalne cele w życiu. Osobą, którą naprawdę cieszy widok ptaka za oknem i drobnych listków na gałązkach wierzby, i tyle jej wystarczy, żeby przetrwać dzień w miarę normalnym nastroju. Osobą, która martwi się za bardzo i chciałaby dla wszystkich dobrze, ale teraz to przecież nieważne. Teraz każdy chce radzić sobie sam.
Najlepiej by chyba było, gdybym schowała się pod rynną nad moim oknem, razem z jaskółkami, i tam pielęgnowała swoje chore wartości życiowe.

poniedziałek, 23 marca 2009

W rowie z biletem w jedną stronę


Może ja też poczułam wiosnę, może te nagie gałęzie wierzby płaczącej, które wiatr trąca bezustannie z nudów, może to słońce przebijające nieśmiało przez żółte witki, może marzenia o lekkiej spódnicy i siedzeniu cały dzień w parku nad stawem, może te ciepłe myśli o zmotywowaniu się do niektórych rzeczy i patrzenie na nie łagodniejszym okiem, może to odpędzanie strachu i zastępowanie go nadzieją i uśmiechem, może to wszystko składa się na zwiastun kolejnego przechylenia się Ziemi, może to wszystko naprawdę zależy od kąta padania promieni słonecznych?
Może poczułam ją za bardzo, może skłania do popełniania błędów.

"Nie wierz nigdy, kiedy mówię, że nie chcę
Nie wierz nigdy do końca i nie patrz mi na ręce
"

sobota, 14 marca 2009

Kłębek myśli VI


"Ja twardy lód zimnem głaszczę twoją dłoń
Ja tak prosto w twarz kłamię cię każdego dnia

Ale ty, ty mnie dobrze znasz, wszystko o mnie wiesz
Wiem, wybaczasz mi, że wszystko przeze mnie

Ja jeden z was uśmiech skrada się przez twarz
Ja namiętnie gram, wiesz inaczej nie mam szans

Ty, ty mnie dobrze znasz, wszystko o mnie wiesz
Wiem, wybaczasz mi, że wszystko przeze mnie
Ty najlepsza jaką znam, nie trzeba wierszy nam
Nie muszę się już bać, że wszystko przeze mnie

Ty, ty mnie dobrze znasz, wszystko o mnie wiesz
Wiem, wybaczasz mi, że wszystko przeze mnie
Ty najlepsza jaką znam, twój długi czarny płaszcz
I padał deszcz, padał deszcz...
"

niedziela, 8 marca 2009

W rowie z zeszytem w kratkę


"Nawciągana w trzy dupy. Zarzekłam się, że schudnę, każdą metodą. I jestem teraz zaćpana białym, po prostu mną nosi
A to jest tekst pt. czym mnie wkurwia Bloody:

Tym, że się nie docenia (bądź tym, że udaje, że się nie docenia)
Tym, że to podła suka
Tym, że nie daje szansy facetom zakochanym w niej po uszy
Tym, że czasami udaje kogoś, kim naprawdę nie jest
Tym, że ma przyjaciół 200 km na południe
Tym, że leży na balkonie
Tym, że ćpa
Tym, że musi iść siku, i to teraz
Tym, że nie szanuje uczuć ludzi
Tym, że czasami jest sobą, a czasami nie-sobą
Tym, że słucha metalu
Tym, że nikt, kogo chce ona, nie chce jej
Tym, że jest i pałęta się po świecie
Tym, że gada do siebie
Tym, że jest naturalną blondynką
Tym, że ma piegi na ryju i rękach
Tym, że chodzi ubrana na czarno
Tym, że właśnie jest naćpana i się z tego cieszy
Tym, że kocha Matrixa
Tym, że że pisze jakieś bzdety
Tym, że cieszy się, jak ma okres
Tym, że jest kurwą
Tym, że jest tłusta, obleśna i brzydka
Tym, że ma mega lenia i się nie chce uczyć
Tym, że właśnie zgubiła naklejki
Tym, że właśnie znalazła naklejki
Tym, że ma krzywy kręgosłup
Tym, że jest głupia
Tym, że myśli, że się zakochuje
Tym, że jak już pomyśli że się zakochała to i tak się źle kończy
Tym, że chce być kimś, kim nie może się stać
Tym, że żyje
Tym, że wymyśla sobie choroby psychiczne bądź naprawdę je ma
Tym, że nie pozwala się innym zrozumieć"

lato 2006

"Jem, nie biorę, serce mnie boli, sznyty ze środy już zakrzepły"

jesień 2006

piątek, 27 lutego 2009

Dywagacje o hałasie


Odejdźcie raz na zawsze, szybko i bez mrugnięcia okiem, bez zbędnych słów i gestów, bez oglądania się za siebie i obracania na pięcie w geście wahania i niepewności.
To odrywanie ludzi z życia jak kartek z kalendarza. Zostawcie mnie samą od razu, wbijcie cały nóż zamiast pojedynczych igieł.
Wiem, jak umrę. Ze zgryzoty. W towarzystwie chorej dumy, która będzie lekko trącała mój bujany fotel. I będę w nim zdychać, sama na własne życzenie, w pokoju ciemnym od wilgoci. Wśród wymarzonej ciszy, w spokoju, o którym marzyłam przez całe życie. Bez żadnego dźwięku. I wtedy dopiero uświadomię sobie, że jedyne, do czego dążyłam i czego chciałam przez wszystkie lata, to było zniknąć z pamięci wszystkich i odejść.
Ta świadomość nie boli, nie wywołuje łez, nie sprawia, że czuję się źle. Każda z moich myśli jest taka sama, gdzieś za zasłoną, żadnej nie dopuszczam do siebie na tyle blisko, by mogła uderzyć mnie w twarz, chyba, że nie mnie dane jest ją kontrolować.
Chciałabym się móc w czymś odnaleźć do tego czasu, nie w ludziach, to najgorsza z możliwych dróg, ale gdzieś poza nimi, poza granicami świadomości, poza słowami, poza dźwiękiem, tak w samej sobie.
Teraz to dla mnie taki półmetek, kiedy zamajaczy mi linia końca, i kiedy już ją przekroczę, wszystko się zmieni.
Skąd się wziął ten robak, który drąży mi dziurę w duszy, który sprawił, że jestem takim ponurym człowiekiem, który nie posiadł umiejętności cieszenia się z życia i opadaniu coraz to głębiej we własnym umyśle w otchłań nijakiej szarości? Czego chcę od życia i od siebie samej, żeby móc to zmienić?
Niewiedza jest błogosławieństwem, wiedza ciężarem i odpowiedzialnością, a gdzie jestem ja, gdzie trzymam ręce, gdzieś pomiędzy jednym a drugim, nie wiedząc, co wybrać.
Gdyby nastała cisza, wszystko byłoby inaczej. Gdyby nie nękał mnie już żaden koszmar, żadne widmo, żaden groźny pomruk.
To wszystko i tak moja wina. Życie wyglądałoby inaczej.

sobota, 14 lutego 2009

Kłębek myśli V


"{...} Mówił o tym wszystkim, jakby go to w ogóle nie obchodziło, jakby stanowiło część przeszłości, którą zdołał pozostawić za sobą, ale takich rzeczy przecież się nie zapomina. Słowa, którymi z małostkowości czy z ignorancji zatruwa się serce własnego dziecka, zostają na zawsze pamięci, i prędzej czy później spopielają mu duszę."

C.R.Zafón

poniedziałek, 2 lutego 2009

Dywagacje o bliskości


Sama się przytulam i głaszczę po głowie w takie wieczory, kiedy nie wiem, co zrobić ze swoim życiem. To przykry widok.

sobota, 31 stycznia 2009

W rowie z lustrem


Choć zachowuję dystans, jaki nakazało już na początku jej spojrzenie, cały czas mam wrażenie, jakby było go wciąż mało, jakby dusiła się w mojej obecności, albo była nakłuwana ze wszystkich stron igłami.
Siedzi krzywo, tak, jakby jej kręgosłup był już przyzwyczajony do tej dziwnej pozycji, z jedną nogą wsuniętą pod tyłek i prawym ramieniem wysuniętym w przód, lekko przechyloną głową. Trudno powiedzieć, czy jest wysoka, garbi się do bólu.
Uwagę przykuwają dłonie. Ma krzywe palce. Kiedy na nie patrzę, mam ochotę parsknąć śmiechem, ale są nieco zesztywniałe, jakby każde poruszenie nimi sprawiało ból. Przechylają się do zewnątrz, najbardziej wskazujące, jak ugięte wiatrem topole. Wokół nienaturalnie długich, niepomalowanych paznokci, bieleją wyskubane i zadarte kawałki skóry. Nosi pierścionki. Jeden prosty, z brązowym oczkiem, trochę staroświecki, a drugi z czymś, co wygląda na zielony bursztyn. Naciąga rękawy na dłonie. Są różowosine. Widać każdą najmniejszą żyłkę, każde ścięgno, tak, jakby ręce przemarzły jej do szpiku kości.
Sam jej ubiór jakoś specjalnie nie rzuca się w oczy. Czarny sweter z golfem kształtem przypomina worek sięgający niemal do połowy uda. Gdzieniegdzie można dopatrzeć się śladów kociej sierści, odznaczającej się swoim białym kolorem na materiale.
Patrzy na mnie spod byka. Nie groźnie, po prostu ma opuszczoną głowę, całkiem możliwe, że z powodu nieco nazbyt odstającego podbródka. Całą jej okrągłą twarz znaczą piegi, tylko o ton ciemniejsze od jej i tak już bladej skóry. Nie ma makijażu. Na skroniach i policzkach ma czerwone plamki, które co i rusz próbuje zdrapać, chwytając skórę w szczypce niespiłowanych paznokci. Widać, że z wielu leciała krew, i to dość niedawno, są niezagojone. Czoło przysłania zdecydowanie już przydługa grzywka, zsuwająca się na policzek, a pozostałe pukle, rozdzielone niedbale, ułożone ma na ramionach. Mnóstwo włosów wypada, przemykając po jej ubraniu jak krople deszczu po szybie. Są płoworude, właściwie wyglądają tak naturalnie, że gdyby nie odrost na kilka centymetrów, możnaby się nabrać na ich autentyczność. Wyglądają trochę jak nieuczesane. Co chwila poprawia grzywkę i przeczesuje ją palcami, maltretując nieszczęsnego wicherka na samym środku linii włosów nad czołem.
Błądzi palcami po spierzchniętych ustach, dotykając ich właściwie bez przerwy. Ponoć jest to oznaka obłudy i nieszczerości rozmówcy. Sam sposób jej mówienia też jest dziwny, co chwila ściąga wargi, i choć właściwie ledwo otwiera usta, to każde słowo mimo to jest całkowicie zrozumiałe. Oszczędnie się uśmiecha, wyraz jej twarzy bardziej przywodzi na myśl kogoś, kto właśnie napił się świeżo wyciśniętego soku z cytryny. Oczy ma dużo bardziej szczere. Całkiem duże, okrągłe, koloru ciemnoniebieskiego, odbijają w sobie każdą jej myśl, ale są rozbiegane, nie mogą wytrzymać patrzenia w jeden punkt przez dłużej, niż kilka sekund. Na początku myślałam, że nie ma rzęs- ledwie widoczne, jasne, rzadkie i dość krótkie, niepoprawione żadnym kosmetykiem, tylko pogłębiają wrażenie, że jej oczy są strasznie przemęczone. Jedyna oprawa, jaka je zdobi, to sińce, tworzące na policzkach ciemne smugi. Mówi, że nie jest zmęczona, że ma tak zawsze. Kiedy wypowiada jakiekolwiek słowo, odwraca wzrok. A właściwie, najpierw go odwraca, dopiero później mówi, chowając usta za zasłoną dłoni. Rozgląda się, nie poruszając głową, jakby wzrokiem śledziła lot wyjątkowo nerwowej muchy. Za to kiedy słucha, jej spojrzenie aż ciąży na rozmówcy. Nie zauważyłam, żeby się wtrąciła, czasami tylko wyda z siebie jakiś niezrozumiały pomruk, który można odczytać jako przytaknięcie czy dezaprobatę, zależnie od sytuacji.
Czuć coś od niej. Bardzo mocno i wyraźnie, piżmo, sandałowiec, perfumy, które przystoją tylko i wyłącznie dojrzałym kobietom, ale ciężar ich zapachu w tym wypadku jakoś niespecjalnie mi przeszkadza. Próbuję zobaczyć ją w świeżych, słodkich perfumach z mandarynki i jaśminu, ale wydają się takie trywialne i przegniłe.
Pociągam nosem raz i drugi, przeczesując palcami grzywkę z cholernym wicherkiem na czubku, parę włosów zaplątuje się pod paznokciami. Wracam na swoje miejsce, dość patrzenia. Zgarbiona do bólu, cieszę się w myślach, że mój kręgosłup już przywyknął do takiej dziwnej pozycji.

piątek, 23 stycznia 2009

Kłębek myśli IV


Jesteś
Byłaś
I będziesz.

Zawsze powracasz,
Wierna Przyjaciółko.

Bezgranicznie, ślepo
ufam Ci jak matce
powierzam Ci życie
i myśli
nawet te najskrytsze.

Jesteś przy mnie zawsze
kiedy się uśmiecham
i kiedy płaczę

Otulasz szczelnie swymi ramionami
gdy świat wydaje się zły
Szepczesz do ucha
niezrozumiałymi dla innych
słowami
że nie wypuścisz mnie
ze swych szponów.

Już do końca moich dni.


A.B.

Kłębek myśli III


Miałeś ratunkiem
być i deską
Okiem i uchem
ciepłą krwią
Miałeś być deszczem
wiosną latem
Ciężką zasuwą u drzwi
gdy zechcę wyjść
Miałeś... ...
Jak to ładnie brzmi

Rena Marciniak

Dywagacje o kamieniu


Straszliwie boli, kiedy powietrze staje się tak ciężkie, że nie jest się w stanie odetchnąć. Cisza chwyta za gardło i zaciska na niej swoje długie, chude palce. A w środku kapie powoli z nieszczelnego kranu, woda słona, woda sucha. I każdego dnia się przelewa, raz, czasem dwa, czasem więcej.
Nie ma się siły nawet na skinięcie palcem. Ale po co? Żeby wytrzeć nos tym samym, zaśmiergłym rękawem, żeby przetrzeć zapuchnięte oczy, żeby się porzygać z nieszczęścia?
Bo jesteś tu sama. Na własne życzenie. Smacznego.