sobota, 6 grudnia 2008

Dywagacje o znakach


W co jeszcze wbijesz mi kolec, losie, w co jeszcze? Odebrałeś mi rodzinę, siebie samą mi odebrałeś, a teraz odbierasz mi przyjaciół, jednego po drugim? To aż tak zabawne? Sprawdzasz, przy którym skończą mi się nerwy? Już mi się skończyły. osiągnąłeś, co chciałeś. Mam dość, wysiadam, koniec. I jeszcze pusto obok, na każdą kolejną minutę życia, pusto, zbyt pusto, zbyt zimno, zbyt przewidywalnie. Oglądam stare fotografie i nie mogę uwierzyć, niektóre rzeczy trzymam wciąż za cienką barierą nadziei, nadziei w to, że jeszcze kiedyś będzie dobrze. Mam dosyć domu, w którym boję się wyjść z pokoju, mam dosyć paczki pomarańczowych tabletek, które patrzą na mnie wzrokiem: "A może jednak, może to jest ta pora?", mam dosyć ciągłego narzekania ludzi, że coś robię źle, że narzekam, że zawadzam, że się nie staram- nie, nie staram się, bo mi się odechciało, bo nie mam już siły, bo mam to w dupie, bo mi nie zależy, na niczym, na niczym! Macie moje pieniądze w swoich rękach, macie moją psychikę pod swoimi butami, macie moje marzenia w swoich tyłkach. Tu mam swój azyl, za czerwonymi drzwiami, w zadymionej ciemności, wśród słodkiego zapachu kurzu, w zimnie i deszczu. Zmieniłam tryb życia na nocny, żeby Wam nie przeszkadzać. Żeby nie musieć chcieć, pić, jeść, mówić, oddychać. Bo już nawet nie chcę. Nie chcę pić, jeść, mówić. Oddychać.
Z niektórych rzeczy chyba pora zrezygnować, żeby wytrwać. Szczególnie z tych, które przestały sprawiać przyjemność. Szczególnie z tych, na które reaguję jak małe dziecko, kiedy mu się coś nie podoba. Płaczem. Krzykiem. Nerwami. Nie, nie chcę tak. Albo łagodnie, albo wcale. Ale chyba wcale. Wcale.
Znowu łzy. Usiadłam dupą na kolejnym kolcu, i nic nie mogę zrobić. Wszystko w Twoich rękach, losie. Ocal, kurwa, kogo trzeba.

sobota, 8 listopada 2008

Kłębek myśli II


Chcę wierzyć.
Po prostu uwierzyć
W pogodę każdego poranka
W niezachwiane piękno
wolności
W łzę, co oczyści serce
z każdego cierpienia
W trwałość każdej babki, którą
stawiam z piasku.
W szczerość chociaż co drugiego
uśmiechu
W ciepło pomocnych dłoni
W nieba potęgę
W oko miłosiernej sprawiedliwości
W Ciebie, we mnie...
Chcę wierzyć,
Tylko uwierzyć...
Bo to wystarczy.

T.K.

poniedziałek, 20 października 2008

Dywagacje o chuj wie czym


I w tym roku październik trzyma poziom. Codziennie podsuwane mi są pijackie pomysły o samobójstwie, wypominanie, że ktoś mnie osiemnaście lat "kurwa chował", wyzywanie od najgorszych, te słowa aż wstyd powtórzyć. Nie powiem, że mnie to nie boli. Nie wytrzymuję już. A On na moim strachu i cierpieniu tylko rośnie w siłę. Powtarzam sobie, że nie wolno mi ukazywać słabości, ale słabość przejęła nade mną kontrolę.
I nie ma do kogo nawet z domu wyjść i porozmawiać. Każdy odszedł, tak bez słowa, chcąc zapomnieć. Z niektórymi ludźmi nic mnie już nie łączy, oprócz przeszłości. Mają teraz swoje życie, i komuś innemu składają kłamliwe obietnice, że ta przyjaźń będzie trwała wiecznie. Ale ze wszystkich rzeczy wiecznych przyjaźń trwa najkrócej. Akurat teraz, kiedy potrzebuję zwykłej, głupiej rozmowy, która pozwoli mi na chwilę zapomnieć o tym, co przeżywam każdego dnia, nie ma nikogo. W swoją stronę, na pięcie, bez słowa. Więc i ja się odwrócę.
Nie śpię po nocach, płaczę, ręce mi się trzęsą, a każda okazja do uśmiechu jest jak święto, każde miłe słowo, które usłyszę. Bo jeśli jest zło, to musi być i dobro, tylko dlaczego coraz częściej w moim życiu przestaje pojawiać się ten łagodzący psychikę odpowiednik? Nie zasługuję? Może On ma rację, ludzie mnie nie cierpią, bo jestem zdzirą. Że ze mną nie da się wytrzymać. Że stanie się ze mną to, czego i Jemu życzę, że zostanę sama jak palec i nawet łzy mnie opuszczą, w dole chłodu i goryczy, jaki sobie sama wykopię?

Któregoś dnia rzucę to wszystko 
I wyjdę rano, niby po chleb. 
Wtedy na pewno poczuję lepiej się, 
Zostawię za sobą ten zafajdany świat.


piątek, 3 października 2008

Dywagacje o łzach suchych


Depresja jest jak miękki, wełniany koc. Kiedy robi Ci się zimno, sięgasz po niego i owijasz się po szyję, chowając zań nos, skrywając dłonie, osłaniając ramiona. Jest tak przytulny i ciepły, że masz ochotę tak siedzieć i siedzieć, bo czujesz, że jest Ci dobrze. A kiedy do tego popatrzysz w okno i zobaczysz deszcz na szybie, uginające się pod wiatrem gałęzie drzewa i ciemne chmury na nisko skłębionym niebie, koc staje się Twoim skarbem, otulasz się szczelniej, naciągasz na głowę. I za nic w świecie nie chcesz spod niego wyjść.

poniedziałek, 22 września 2008

Dywagacje na temat konieczności, decyzji i poranków


Jeszcze nigdy nie miałam tak dość wszystkiego, jak teraz. To jest taki moment w którym staję się nieobliczalna i wściekła, nieszczęśliwa i zdesperowana. Pierwsza szklanka ciśnięta o ścianę rozbija się z hukiem. Wrzask. Odejdę! Wyjadę, pójdę wszędzie, nawet pieszo, byle z dala stąd! Mogę mieszkać na dworcu, pod mostem, na ulicy, byle nie z Tobą! Nienawidzę tego domu, przez Ciebie! Bach! Biały talerz roztrzaskał się o podłogę. Jak w tamtą Wigilię, pamiętasz? Wybiłeś wszystkie szyby w drzwiach do mojego pokoju, a zamiast kolędy usłyszałam, że jestem dziwką. Przez Ciebie nienawidzę świąt! Czas na kolejną szklankę, celnie wymierzoną w szafę. Szkło pęka. Nienawidzę Cię, nienawidzę, nienawidzę! Nienawidzę wszystkiego, co jest Twoje, Twojego głosu, zapachu, powolnego przekręcania zamka w drzwiach, stukania kuli na schodach, Twojego spojrzenia, Twoich pieniędzy, Twojego pokoju, Twoich wyzwisk. Ubiorę płaszcz i wyjdę z małą walizką w ręce. Zabrałabym ze sobą kota, ale on źle znosi zimno. Niech dalej sika na Twój dywan, którego nienawidzę, i obdziera Twoje znienawidzone przeze mnie firanki i meble. Wszystko przez Ciebie straciło sens i resztki uroku. Moje życie, każdy kolejny dzień, które próbowałam uratować, szukając w nich małego chociażby promyka, chcąc spełnić jakieś marzenie, zaplułeś, zamazałeś, zdeptałeś, i za to Cię nienawidzę. Nienawidzę Cię za to, że nie mam rodziny, że nie mam prawdziwego domu, że każdy mój dzień jest taki sam, że niszczysz życie wszystkim, krzycząc, że to my zniszczyliśmy Twoje! Nienawidzę Cię za te łzy, za te tabletki, które przez Ciebie biorę, za każdy szloch i każdą bliznę, którą noszę na ciele, nienawidzę Cię. Za to, co ze mnie zrobiłeś, nienawidzę. I za to, że do końca życia będę pamiętać.

poniedziałek, 8 września 2008

W rowie z przyjacielem


Tęsknota naprawia niektóre błędy za nas.

sobota, 23 sierpnia 2008

Kłębek myśli I


Po klatce schodowej krążą demony, strach otworzyć okno, gdy ciemność nastaje, zaczyna się koncert lęków i żali, zasłonami szczelnie opatul wszystkie szyby, przez które mogą Cię dostrzec, przez które mogą Cię wyczuć, odnaleźć i zamęczyć. Niech oczy będą spokojne za murem Twoich dłoni, powieki niech klęczą pokornie aż do nastania świtu. Blask słońca osiądzie na rzęsach, zniszczy balustradę między Tobą a światem. I zaczniesz oddychać, stojąc w oknie, bo dom Twój zaśmiergnął już od bólu i złości, i przestaniesz być sfrustrowanym desperatem, kiedy poczujesz rześkie powietrze poranka, łapiąc łzy w palce i obracając nimi w świetle, patrząc, jak kryształowe się stają, jak nabierają koloru. A kiedy je wypuścisz, rozłożą skrzydła i polecą, kruche jak motyle, próbując utrzymać się na wietrze wiejącym już w Twoją stronę. Zawsze w twarz, nigdy w plecy.

wtorek, 19 sierpnia 2008

W rowie z biletem w jedną stronę


Wszystko mi leci przez ręce, maliny, kubek z kawą, ołówek, czas, życie, emocje. A zderzenie każdego z nich z podłogą wywołuje huk tak ogromny, że nie mogę nie zabluźnić, nie mogę nie zacisnąć oczu, nie mogę nie wziąć kilku głębszych oddechów. Palce się trzęsą. Taki dziwny bezwład w dłoniach.
Kiedy wracasz na swoje miejsce i czujesz się oderwany od rzeczywistości to znak, że ów miejsce przestało być Twoje. A może właściwie nigdy nie było. W każdym razie jest teraz mniej Twoje, niż wcześniej. Chciałabym już stąd uciec. Spalić za sobą kilka mostów. Zostawić tylko wąską kładkę nad strumieniem, aby móc czasami wracać ze świata magii i marzeń do krainy śpiewających jaskółek i zapachu jaśminowych świec. Z ciszy w szmery, ze słodyczy w gorycz, z szarości w czerń. Pobalansować tak po linie własnego sentymentalizmu.

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

W rowie z siódmą stroną


Nie wiem, jakim cudem w moim domu, z którego wyrzuca się wszystko, co przypomina o przeszłości, ocalał mój pamiętnik. Nie, żaden dziennik, a pamiętnik małej siedmiolatki- wiecie, kolorowa okładka z roześmianą dziewczyną, a w środku pokryte delikatnym nadrukiem kartki, błyszczące naklejki ze zwierzątkami, i mnóstwo wpisów zaczynających się od "Ku pamięci!", a kończących się "Dla ulubionej koleżanki", z datą sięgającą nawet 1996 roku. Notesik ledwo żyje, ma pęknięty grzbiet i wypadające strony, ale dla mnie jest bardzo cenny.
Kleryk Adam z Rapczyc, "Dusza, która zaufa Mojemu Miłosierdziu, jest najszczęśliwsza, bo Ja sam mam o nią staranie. Obdarzam ją swoim zaufaniem i daję jej wszystko, o co prosi" (Słowa Jezusa do św. Faustyny) - Życzę Ci, abyś całkowicie zaufała Bożemu Miłosierdziu. Pamiętam tamtą preoazę Światło-Życie. Jednego dnia grupa chłopaków z klerykiem na czele weszli na obiad spóźnieni 20 minut, bez koszulek, umazani jagodami... A co się stało z tym Bożym Miłosierdziem, któremu miałam zaufać? Sama nie wiem... Zabrakło siły, wytrwałości? Może tak mi było łatwiej?
Mimo życzeń mamy, wpisanych gdzieś po środku pamiętnika:
"Róża jest piękna, lecz kole
Koląc zadaje nam rany
Bądź tak jak ona, świeża i kwitnąca
Lecz nie kol, nie więdnij jak ona"

- też się nie udało. Może faktycznie mam coś z róży. Roztaczam słodki zapach, ale kłuję, kiedy się mnie dotknie, ranię w dłonie podczas próby zerwania, a jak już się mnie wstawi w wazon, to więdnę... Taka metafora mojej miłości? Chcę to zmienić.
"Czyń dobro i rzucaj je w głębie morza", napisała animatorka preoazowa, Gosia, "Jeśli ludzie nie zobaczą, zobaczy je Bóg. Pamiętaj, Bóg Cię kocha!" Zapomniałam. Może dlatego, że za mało wrzuciłam od siebie w morską toń. Może dlatego, że to wcale nie było dobre. Może dlatego, że on nigdy nie chciał patrzeć akurat wtedy, kiedy ja chciałam.
6. kwietnia 1997 roku.
"Dla Madzi
Madziu, pamiętaj, życie jest piękne, lecz czasami ludzie szkodzą sobie sami.
Kochanej córce, tata- Tomek."

Dopiero teraz, po latach, dopiero teraz, po jego samobójczej śmierci, dopiero teraz, po tym wszystkim, co mi się przytrafiło... rozumiem. Coś we mnie siedzi w środku i płacze, za każdym razem, kiedy to czytam. Oczy biegają po całej kartce, próbując wywabić z niej coś jeszcze. Ale nic nie ma, same fakty, ku pamięci.

sobota, 9 sierpnia 2008

Dywagacje na temat okruchów, skalnych i człowieczeństwa


Zawsze chciałam wierzyć, że w moim życiu są ludzie-kamienie, i jeśli ja byłabym rzeką, to oni stanowiliby granicę między mną a ziemią. I chodź wszyscy zawsze powtarzali mi, że jestem silna, że ze wszystkim daję sobie radę i umiem się wziąć z życiem za bary, to jednak zawsze znalazł się ktoś, kto powiedział "gówno prawda, Tobie trzeba pomóc", i miał rację. Ludzie-kamienie oddzielali mnie od dna, układali tamy, żeby mnie chronić, bądź wręcz przeciwnie- dawać pewnego rodzaju odskocznię, aby móc się oderwać od rzeczywistości. Jednak po jakimś czasie okazało się, że żaden człowiek nie jest kamieniem, nie może nim być. Każdy z tych ludzi to część rzeki, stanowi osobny nurt, i ze swojej stałości traci właściwie wszystko.
Gorzej, jak takim kamieniem dostanę w łeb. Jeszcze gorzej, jak w plecy.
Jednak w niektórych wypadkach to ja staję się wtedy takim kamieniem. Stałym, niezmiennym. I niezmiennie, stale wybaczam, choć nie zapominam. Za to ich kamienne trwanie w moim życiu.

niedziela, 13 lipca 2008

Życie erotyczne sroki


Wychodzisz z mojego okna: pękają szyby prosto w oczy. Nie wiem, czy płaczesz. Nie wiem nawet, czy oddychasz. Wiem tylko, że jesteś. Szkoda, że znaczy to tak niewiele, to tylko marna, złudna świadomość. Nic o Tobie nie wiem. Jesteś niczym cienki znak zapytania w formularzu życia. Mojego życia. Bóg Artysta wyrzeźbił na twarzy blizny niepewności i strachu. Nie wiem, dlaczego akurat Ty. Miałeś ratunkiem być i deską, okiem i uchem, ciepłą krwią. Miałeś być deszczem wiosną, latem. Miałeś zasuwą być u drzwi, gdy zechcę wyjść. Miałeś... Jak to ładnie brzmi.

Czy wiara w to jest samooszukiwaniem?

wtorek, 8 lipca 2008

Dywagacje na temat zniesienia świadomości


Te stany czynnościowe ośrodkowego układu nerwowego pojawiające się cyklicznie w rytmie okołodobowym mnie kiedyś zabiją. Po co ten płacz, po co te myśli, po co te nadzieje, po co te psychozy, po co to zabijanie się, po co to dręczenie, po co robić coś, co nie ma prawa istnieć? Po co walić kosą w kamień?

Skazana na wschód, znowu.


"Wiem potrzebujesz tego czego ja
Nigdy mogę Ci nie dać
Nie dlatego że nie chcę Ci dać
A dlatego że sam tego nie mam
Najgorsze jest jednak to
Twoje rozczarowanie
Wiem zapomniałem Ci powiedzieć że
Jestem zakochany

Więc lepiej mnie zabij (...)"

czwartek, 19 czerwca 2008

Życie erotyczne wróbla


Chciałabym powiedzieć, że kocham.
Później chciałabym uwierzyć, że to prawda.
Na koniec chciałabym, żeby ta prawda nie przeminęła.
Widziałeś kiedyś, żeby ktoś potrafił piękniej kłamać o miłości, niż ja? Każda minuta mojego życia jest opleciona zwiewną, czarną woalką, by ukryć prawdę. Słowa oblane lukrem, uczucia przysypane słodkim pudrem, pachnącym brzoskwiniami i wanilią, a maska na twarzy nie z gliny, a z twardego marcepanu. Odurzyłeś się wonią, po której pozostaje niesamowity smród, tak okropny, że samo wspomnienie o nim wywołuje mdłości. Śmierdzę. Prześmierdłam kłamstwem caluteńka, od góry do dołu. Jestem śmierdzącym, zakłamanym człowiekiem, który na wyciągniętej ręce trzyma śliczne, lukrowane serduszko. Pachnie, ciepłe. Jeszcze.

czwartek, 12 czerwca 2008

W rowie pastelowym


Ktoś mądrzejszy ode mnie powiedział, że mylę niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu, i to trochę zbyt często. Że czas zacząć widzieć rzeczy takimi, jakie są naprawdę. Pragnienie, żeby coś zmienić, jest we mnie ogromne, ale od lat wpadam w tą samą pułapkę. To tylko jakieś kosmetyczne zmiany, a mnie potrzeba zmiany... zasadniczej. Radykalnej wręcz. Wiem też, co dokładnie miał na myśli. Porzucić wszystko i zacząć nowe życie. W innym mieście, wśród innych ludzi, z nową książką adresową i listą numerów w telefonie, dodając do tego mocne postanowienie odróżniania uczuć od żarówek i nie wmawiania sobie niczego.
Ale ja chyba za bardzo jestem przywiązana do mojego stawu, z dziesiątkami gwiazd odbijającymi się na jego powierzchni, i do wszystkich jasno świecących żarówek, które pielęgnuję jak najpiękniejsze uczucia. Jestem ćmą i pozostanę nią do końca życia, bo potrzebuję światła, nawet, jeżeli jest sztuczne, i szybko się wypala. Przywiązana jestem do tych miejsc, nad którymi można jedynie zapłakać, do ludzi, których nie umiem opuścić, bo zburzyłoby to całą moją wieżę świata, oni po prostu są w niej od zawsze, i już, i tak trzeba. Nowe życie zacznę z nową karmą za jakiś czas. W następnym wcieleniu będę ćmą. Osiągnę pełnię szczęścia, mogąc wirować wokół bladej żarówki na werandzie jakiegoś zrujnowanego domu, i nic więcej nie będzie mi potrzebne. Teraz jestem człowiekiem nieszczęśliwym, bo za dużo chcę od życia.

poniedziałek, 9 czerwca 2008

Dywagacje na temat obietnic


Wokół mnie jest tyle głosów, tyle krzyku. Najmniejszy szmer staje się dla mnie hałasem. Nie ostrzegłam Cię, ćwierkanie wróbla na wierzbie, pisk jaskółek, samochody w oddali na skrzyżowaniu, zatrzymują się, przejeżdża tramwaj, bawiące się dzieciaki cztery piętra niżej, raz dwa trzy za siebie, raz dwa trzy, schowałeś się za czerwonym autem, znajomość ze mną kończy się niepotrzebnymi udrękami, staję się tylko ciężarem, wiesz?, gdzieś przejeżdż motor, słychać go wyraźnie, o, teraz szczeka pies, niech go ktoś uciszy, pewnie szczeka, bo się boi, z drugiej strony mój kot trzeszczy kartonowym pudłem, wiercąc się na nim, jaki to drażniący odgłos, niczego dla mnie nie poświęcaj, nie myśl o mnie zbyt wiele i nie stawiaj na pierwszym miejscu, bo nie chcę, żebyś tego żałował, za zamkniętymi drzwiami słyszę dźwięki płynące z telewizora, cholera, wyłączcie to pudło, i tak nikt tego nie ogląda, po prostu kiedy jest wyłączone, w domu robi się sztucznie, jeszcze ktoś gada przez telefon o rzeczach, które tak naprawdę gówno interesują słuchacza po drugiej stronie, może chcesz herbaty, nie, nie chcę, dopiero co sobie zrobiłam, po przekroczeniu pewnej granicy sprowadzam na innych tylko cierpienie, mieszam łyżeczką w pomarańczowo-białym kubku, mokre ziarenka cukru obijają się o metal i ścianki, wszystko dzwoni, tysiące dzwoneczków dają koncert w herbacianym stawie, kot drapie w drzwi, pazurami napiera na drewno, szczękają szyby, drewno piszczy, jakby czuło ból, drzwi otwierają się, kot wychodzi, przekręca się klamka, cholera, przecież one się zawsze cicho zamykały, dlaczego akurat w tym momencie musiały trzasnąć, za każdym razem myślałam, że będzie lepiej, ale było tylko gorzej, coraz gorzej, klawiatura huczy mi pod palcami, bum, bum, bum, każdy klawisz jak trzask bata, znowu motor, ptaki, raz dwa trzy za siebie, nie, nie chcę herbaty, domofon, odejdź, pies cieszy się, myśli, że ktoś zabiera go na spacer, wychodzą, zamykam okno.
Właśnie tak brzmi cisza. Pisk w uszach. Pustka w głowie.

niedziela, 1 czerwca 2008

Dywagacje na temat białej duszy w ruinach


Jestem popieprzoną altruistką. Tak myślę, że dobrze się stało dla tych, którzy się o tym przekonali, że teraz jest im tak dobrze, że nawet nie mają świadomości tego, co zrobiłam, bo o mnie zapomnieli. Niech to się dalej kręci, jak karuzela. Pan miał rację, panie Jerzy. Pan powiedział, że teraz jest czas, abym zaczęła myśleć o sobie. "Teraz Ty jesteś najważniejsza i musisz o tym pamiętać!" Wie pan co? Chyba naprawdę nastał taki czas. I wcale nie muszę swoją problematycznością zamęczać innych. Nie, ja wcale nie odsuwam od siebie ludzi. Teraz po prostu pozwalam im odsuwać się ode mnie samym, nie zatrzymując ich. Droga wolna.
Altruistka, melancholiczka, biedna neurotyczka.
Jak daleko to zajdzie?

Jestem pierdoloną egoistką. Ogromnymi szczęściarzami są ci, którzy jeszcze się o tym nie przekonali, albo będąc świadkiem przejawów mojego egoizmu przymknęli na to oko i zapomnieli. Tak nie może być. Pan mnie okłamał, panie Jerzy. Pan powiedział, że teraz jest czas, abym zaczęła myśleć o sobie. "Teraz Ty jesteś najważniejsza i musisz o tym pamiętać!" Wie pan co? Wsadź pan sobie w rzyć takie rady. NIGDY nie będę tutaj najważniejsza, bo teraz widzę, jak się stosowanie do takich rad kończy. Nie, nie stałam się egoistką z dnia na dzień. Teraz po prostu na domiar złego wmawiam sobie, że robię dobrze. Powodzenia.
Egoistka, egocentryczka, zasrana hipokrytka.
Jak długo jeszcze będziesz krzywdzić ludzi?

środa, 28 maja 2008

Życie erotyczne gołębi


Dopiero przez łzy człowiek widzi świat wyraźnie. To, jak wiele stracił, jak wiele błędów popełnił i jak wielu rzeczom zawinił w tak krótkim czasie. Zawsze myślałam, że stracenie paru bliższych sercu osób na raz jest niemożliwe. Bo życie nie jest aż tak, kurwa, perfidne. A jednak... Wiem, że w tym na pewno jest sporo mojej winy, choć nie do końca zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłam. Oni pewnie też nie umieliby mi odpowiedzieć. Dlaczego nie umiem pierwsza wyciągnąć ręki po tych długich tygodniach ciszy, ignorowania się nawzajem, olewania, milczenia... ze strachu? Przed tym, co mogę usłyszeć, przed tym, co może się wydarzyć? Przed wyrokami, jakie wyda na mnie życie? Każdy dzień mija mi w przeświadczeniu, że On kiedyś zwyczajnie zadzwoni późnym wieczorem, powie tonem Szarmanckiego Łosia "dobry wieczór", wyjdziemy na spacer, nazwie mnie głupią dupą, powie, że mnie kocha, i tysiące innych rzeczy. Trwam w oczekiwaniu na ten moment, choć wiem, że nie nastąpi. Wolę się okłamywać, niż... no właśnie... niż?...

poniedziałek, 26 maja 2008

W rowie niepamięci


Pomiędzy płatkami zeschniętych róż skryłam zasuszone wspomnienia, złożone w kostkę tak drobną, że przypominają drobinki kurzu. Myślę, że kiedy będę chciała na dobre pozbyć się przeszłości ze swojej głowy, wszystkie kwiaty stanęłyby w płomieniach, tańcząc danse macabre w czerwonych światłach dzikich ogników wraz z pamiętnikami, usianymi gęsto literami, splotami słów i zdań bez znaczeń, pełnymi tajemnic i plam brudu kłamstw, goryczy, nienawiści. Zaraz za nimi olśniewające piruety wykonałyby w rozgrzanym powietrzu pełnym iskier setki fotografii, a twarze uwiecznione na nich wykrzywiłyby się w grymasie rozczarowania, bólu, może złości. A na koniec... zdarłabym z siebie skórę, wyrwała wszystkie włosy i oblała popiół krwią, aby zapomnieć, aby wszystko na mnie przestało przypominać, żeby wszystko zniknęło, wszystko minęło...
Chciałabym dostać świeże kwiaty. Kupić nowy zeszyt i zapisać wszystkie strony nowym piórem, z niebieskim, nie czarnym atramentem. Chciałabym wziąć do ręki nowy aparat i zrobić setki nowych zdjęć. Chciałabym, żeby obrosła mnie nowa skóra, delikatnie i pięknie jak bluszcz na pniu starego drzewa, tchnąc w nie życie i urok. Żeby urosły mi nowe włosy, cienkie i jasne, przelewające się przez palce jak woda. I żebym zamiast krwi miała... deszczówkę. Słoną. Z każdym uderzeniem serca świeży, ciepły deszcz obmywałby mnie z brudów. Aż stanę się przeźroczysta...

sobota, 24 maja 2008

W rowie z jaskółką


Pamiętam, że kilka lat temu latem też nie mogłam spać. Dniało już, znajomy ptasi pisk wpłynął do mojego pokoju przez otwarte na oścież okna. Nastawał świt, ich pora dnia. Maleńkie ptasie serduszka zaczynały bić coraz szybciej, kiedy paciorkowatymi oczami rozglądały się po pustej, liliowo-różowej przestrzeni budzącego się nieba. Poczucie wolności rozdzierało ich gardła szczęśliwym, kwilącym wrzaskiem, który roznosił się między domami. Nie poruszały skrzydłami, choć na zewnątrz nie było wiatru. To radość unosiła je wysoko, w obłoki, z prędkością trudną do opanowania. Kiedy jedno z tych szarych stworzeń wleciało przypadkiem do mojego pokoju, leżąc przerażone na podłodze, ujęłam je w ręce, czując pod palcami tylko puch, cienkie jak papier lotki na kruchych skrzydłach, drobniutkie pazurki, które zaczepiły mi się w skórę, i bicie serca tęskniącego za wolnością. Nie bój się, moje dłonie nie będą dla Ciebie więzieniem. Gdyby zamknąć Cię w klatce, cierpiałybyśmy obie. Istoty takie jak ty mają swój dom w podniebnych pałacach, wietrznych świątyniach, tunelach słonecznych, a kiedy się zmęczą, opadają na dywany chmur.
W ich czarnych, maleńkich jak paciorki różańca oczach odbija się tyle emocji. Ich pisk mnie uspokaja. Wtedy wiem, że żyję, że nie jestem pod ziemią, że gdzieś blisko jest niebo, chmury, przestrzeń, powietrze, wolność.